Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

— A nadto miłosierna dla drugich — dodał cienki, złośliwy głosik zboku.
Około godziny ósméj gości się w salonie przebiérać zaczęło, najpoufalszych tylko kilku pozostało na wieczerzę, którą codzień na kilkanaście osób zastawiano. Podskarbina czyniła wybór pomiędzy odwiédzającymi i zapraszała tych, z którymi swobodnie resztę wieczoru spędzić mogła.
Z tego dnia téż przeważnie polskie towarzystwo zostało na wieczerzy. Pani Przebendowska miała nadzieję czegoś się jeszcze o burzy, jaką hetmanowe podniosły przeciw Flemingowi, dowiedziéć od nowoprzybyłych.




W ciągu tego wieczora i wieczerzy, pan Serwacy Przebendowski okazał się niepotrzebnym do bawienia gości i nie był wzywanym. Podskarbina szepnęła tylko kamerdynerowi, ażeby po rozejściu się zaproszonych i skończeniu gry przywołał go do niéj. Wysłano więc na górę do zamkniętego już w swéj izdebce i napół rozebranego Serwusia, aby się stawił do pani. Zdziwiło go to nieco, choć nadzwyczajnego w tém nic nie było. Nanowo się więc w buraczkowy żupanik ubrał i gotował zejść po rozkazy.
Lombr u podskarbiny skończył się dnia tego dosyć wcześnie, a pani Spieglowa, pamiętając na ranny ból głowy, gości się coprędzéj pozbywała, aby wcześniéj dać spocząć przyjaciółce, któréj blada twarz zdawała się jeszcze zapowiadać powrót migreny. Ostatni z gości przestępował próg salonu, gdy Serwuś, pilny w spełnianiu rozkazów pani, zjawił się już i odchrząknął zdala,