Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

oznajmując o sobie, bo zbliżyć się sam nie śmiał, póki go nie powołano.
Spieglowa, zobaczywszy go we drzwiach, skinęła mu głową poufale i wysunęła się zaraz, a podskarbina dała znak, aby się ku niéj przybliżył.
Biédnego chłopca wyśmiewano w przedpokojach z powodu jego adoracyi tchórzliwéj dla pani, za co on łajał, gniéwał się i oburzał. Wiedziała o téj czci jego od sług podskarbina i śmiała się z nieśmiałości i niezgrabstwa człowieka, którego próżno usiłowała dobrém słowem i łagodném obejściem nieco spoufalić.
Nic to jednak nie pomagało: Serwuś pozostał strwożonym zawsze sługą, jak gdyby od wczoraj dopiéro na dwór był wzięty. Niezgrabstwo jego, jąkanie się, postać niepozorna litość obudzały. Przekonaną była Przebendowska, że wierniejszego i poczciwszego sługi nadeń nie miała; czuła dlań sympatyą, wiedząc jak był osiéroconym i biédnym, nie domyślając się wcale pod tą chropawą powłoką samoistniejszego ducha i charakteru. Chwilami powątpiéwała nawet o zdolnościach Serwusia, który się z tém nie wydawał, że myśléć umiał. Rachowała téż więcéj na jego posłuszeństwo i wierność, niż na rozum i bystrość.
Na skinienie pani, Serwuś począł się zbliżać ku niéj nieśmiało. Chód jego był wahający się, dziwny, pijany prawie; silił się, by w pustym salonie jaknajmniéj sprawić szelestu — stąpał ostrożnie. Niekiedy rzucał wzrok na siedzącą panią i, jak przerażony, spuszczał natychmiast oczy.
Majestat pani Przebendowskiéj odbiérał mu prawie przytomność i siłę.