Serwuś słuchał, jak winowajca, pot ociérając ze skroni.
— Co mam mówić? — odezwał się. — Ja tego uczynić nie mogę, sumienie nie pozwala. Może jestem obałamucony, ale ja tę naszę wolność, niech ona sobie i głupia będzie, kocham i szanuję. A żebym ja na nią nastawać miał, nigdy w świecie! Nie mogę — powtórzył śmiało Serwuś.
— Czegóż acan nie możesz? — już coraz gniéwniéj odezwała się, zwykle bardzo łagodna, podskarbina. — Acanu się w głowie pomieszało! Acan mi tu rezonujesz!
Serwuś głowę spuścił, chwilę przybity zmilczał, jak posąg; ale kości były rzucone i wnet rozpaczliwą jakąś odwagę odzyskał.
— Jestem sługą państwa — odezwał się. — List mi pani każe wieść, to powiozę, oddam święcie i powrócę; ale gęby nie otworzę, podpatrywać nie będę i nawracać nie mogę! To nie moja rzecz. Już mówiłem, jaśnie pani wié co ja myślę.
Pani Przebendowska, spotkawszy opór tak niespodziany, zrazu rozgniéwała się, oburzyła; potém ostygła, a wreszcie i dawna litość nad biédnym siérotą, zwiększona jego obłąkaniem, wróciła do jéj serca.
— Któż, gdzie i jak waćpanu głowę przewrócił? — poczęła. — Co to ma znaczyć?
— Ja zawsze jedno myślałem — rzekł Serwuś pokorniéj — mnie nikt głowy nie zawracał.
— Mów że mi acan szczérze, mów otwarcie; znasz mnie że mu sprzyjam, co to wszystko ma znaczyć? Nie mogę zrozumiéć tego nagłego buntu z jego strony. Byłeś zawsze dobrym naszym sługą...
— A ja się i dziś dam za panią i pana posiekać na kawałki — odezwał się Serwuś — ale co
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/165
Ta strona została skorygowana.