Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/169

Ta strona została skorygowana.

wił sobie. — Czekało go wygnanie, lecz niewiele się troszczył o siebie i byt własny, cóś zawsze spodziéwając się znaléźć na świecie, aby nie mrzéć głodem; ale nawykł był i przyrósł duszą do tego domu. Żal mu było podskarbiny, któréj nikt tak wiernie jak on nie mógł usłużyć, kobiéty dla któréj miał cześć, jak dla jakiéjś wyższéj istoty, co wśród powszechnego zepsucia pozostała nieskażoną.
Jedna chwila uniesienia zerwała wszystkie stosunki; — „a przecież, powtarzał Serwacy, biegając po izdebce, gdyby się chwila ta wróciła, nie godziłoby się inaczéj postąpić.” Obwiniał się i uniewinniał, a serce mu się ściskało okrutnie.
Prawdą było, co sam wyznał przed Połubińskim, iż czasu pobytu swego w seminaryum w Rzymie, nie czując powołania do stanu duchownego, mając przytém dosyć swobody korzystania z bogatéj biblioteki kolegium, czytał wielu starożytnych pisarzy, nabywając z książek pojęć i przekonań republikańskich, a miarą ich potém, obcą i niewłaściwą, domowe stosunki oceniał. Czynnego życia niewiele skosztowawszy, rzeczywistemu nie przypatrzywszy się światu, budował sobie własny z książek, marzeń i ideałów. To, co widział na saskim dworze, oburzało go; zdawało mu się, że z republikańskich ziaren domowych lepszy i piękniejszy żywot mógł wykwitnąć.
Mało z ludźmi obcując, nie miał sposobności poddać swych przekonań żadnéj krytyce i dał im w duszy wybujać. Były-to marzenia młodzieńcze; ale Serwuś uparcie się ich trzymał, z natury swéj gdy raz jaką ideę przyswoił sobie, trzymając się jéj zawzięcie. Przez znaczną część nocy, nie mogąc ani robić nic, ani spocząć, chodził po swojéj izdebce, zakłopotany, zgryziony