brzmiałą twarzą, jak plama na tkaninie kosztownéj; nawet Kyall i Fröhlich lepiéj przystawali do ogólnego obrazu, nad niego.
Feldmarszałek potrafił nareszcie odwrócić od niego uwagę. W sposób zręczny rzucił złośliwą wątpliwość, kto téż lepiéj pije i dłużéj wino znosi, Niemcy czy Polacy. Oba narody te miały dosyć pod tym wględem ustaloną reputacyą. Król sasko-polski oba narody sobą przedstawiał.
Pflug, który pił jak gąbka, trzymał zakład za Niemcami: wojewoda inowrocławski i Pociéj hetman litewski ujmowali się za Polską.
Z tego tematu wszczęła się pijatyka szalona, straszna bachanalia, w któréj król nie ustępował nikomu, pijąc z poddannymi swymi obu narodów. Naléwano nieustannie.
Trwożliwa Denhoffowa nie o to, aby królowi trunek zaszkodził, bo do niego był daleko przywyklejszym niż do wody, ale żeby ktoś, podpiwszy, nie uchybił Herkulesowi, kręciła się, zabiegała, osłaniała, zamykała usta.
Pito ciągle, pito straszliwie. Jak się stało że rzeczpospolitą dnia tego zwyciężyła monarchia dziedziczna i Sasi pobili Polaków — jest rzeczą niewytłumaczoną.
Pflug ciągle pil jeszcze, Vitzthum, z elegancyą sobie właściwą, milcząc i uśmiéchając się, Friesen udawał że pije, a Fleming, choć pijany, kazał sobie ciągle naléwać — gdy Gałecki i inni reprezentanci rzeczypospolitéj już się ledwie mogli na nogach utrzymać.
Najgorzéj było z Dziubińskim, który, nienawykły do dworskich obyczajów, najprzód trzymał się daleko od króla. Ale każdy kieliszek go do niego zbliżał. Przysuwał się do majestatu, głos mu się rozwiązywał i coraz huczniéj począł wy-
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/22
Ta strona została skorygowana.