zapewniając iż o wypadku dziś nikt już nie pamięta i cienie nocy na wieki go pochłonęły.
Z pomiędzy osobistości, otaczających króla Augusta II, Fleming jest bezwątpienia jedną z najznakomitszych. Czas tylko i okoliczności zmusiły go niekiedy przybiérać postawę wesołego dworaka, bo inaczéj, jak podzielając zabawy i szaleństwa królewskie, utrzymać się przy nim nie było podobna. Pod tą jednak maską wesołą i niepozorną, Fleming był jedynym mężem stanu i dyplomatą, poważniéj pojmującym sprawy państwa i widzącym daléj od innych.
Rodzina Flemingów, któréj gałęź jedna zdawna się przesiedliła do Szwecyi, druga przeniosła do Polski, pochodziła z Pomeranii. Ojciec feldmarszałka, Jerzy, był radzcą tajnym pruskim trybunału nadwornego w niższéj Pomeranii. O trzy lata starszy od króla, Jakub Henryk, co się rzadko trafiało szlachcie w tamtych czasach, skończył był nauki w uniwersytecie frankfurckim nad Odrą, a potém uczył się jeszcze w Utrechcie, sposobiąc do przyszłego zawodu. Jednym z nauczycieli jego był sławny filolog Graevius, i dzięki jemu, Fleming doskonale się nauczył po łacinie, co mu późniéj w stosunkach jego w Polsce i wogóle w dyplomacyi było wielce dogodném. Współcześni zapewniają, że w kwestyach spornych z niesłychaną siłą logiki naciérał na przeciwników, nie dając im tchnąć, obchodąc ich zręcznemi sofizmatami i pokonywając prawie zawsze.
Minister Hoym powiadał o nim: „Ten Fleming, to cały diabeł; czuję że mam słuszność, że się