Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

pod swą słomianą strzechą, otoczony szaraczkową bracią, butny był i śmiały nadzwyczajnie, a raz w raz o wsiadaniu na koń prawił — pośród splendorów drezdeńskich, na salonach pani podskarbinéj, w antykamerze feldmarszałka, stawał się słodkim, miłym, pokornym i potulnym człowiekiem.
Ani dziwić się można, iż wyjątkowo, gdy go wypuścić nie chciano z Birkholzu, zaklął gwałtownie tysiącem diabłów niemieckich. Było mu naówczas źle koło serca, gniéwał się sam na siebie za nastąpienie na królewskie palce, a tyrania halebardników szlacheckiemu poczuciu godności wydała się oburzającą. Żałował tego mocno, ale rzecz już była zapomniana i zatarta.
Jednakże gdy od pani Przebendowskiéj przysłany, sprawujący funkcyą quasi marszałka jéj dworu, imiennik jéj męża, jmćpan Serwacy Przebendowski, mało naówczas znany Dziubińskiemu, przybył go zaprosić na fetę militarną, oświadczając mu że na niéj będzie mógł zetknąć się z tem wszystkiém, co Drezno miało najświetniejszego i pokłonić się najjaśniejszemu panu, pan Gintowt mocno się zamyślił, pogładził po głowie, musnął wąsy, westchnął, prosił siedziéć i wziął to ad trutinandum, jak powiadał.
Pan Serwacy Przebendowski, wysoki, przygarbiony nieco, dobrodusznego oblicza, niepozorny mężczyzna, małomówny, rozgarnąwszy połę, usiadł naprzeciw podkomorzego. Długo dosyć siedzieli, słowa nie mówiąc do siebie. Podkomorzy rękę nareszcie położył na kolanach Przebendowskiego i począł:
— Wielki to dla mnie, zaprawdę, niespodziany i niezasłużony zaszczyt, iż mi wolno oglądać i oblicze monarchy i te niewidziane splendory