szlachtę nastroić przeciw hetmanom; hetmanowie zaś stali z przeciwnéj strony, wołając że absolutum dominium grozi i przypominając saską opresyą i wojsk konsystencyą.
Nie przywiązywalibyśmy zbytniéj wagi do owéj uroczystości obozowéj, którą Fleming chciał uczcić króla, gdyby ona, jakkowiek napozór mało znacząca, nie stanowiła w życiu i sprawach feldmarszałka decydującéj chwili zwrotu.
Nikt, ani on sam, przewidziéć tego nie mógł. Napozór Fleming był, mimo częstych z królem waśni, w największych u niego łaskach, a wspaniałe manewra na polach pod Laubegastem mogły go tylko podnieść i króla dlań zjednać. August niecierpliwie zdawał się wyczekiwać zapowiedzianéj zabawy, dopytywał się o nią, sam zapraszał, nikomu się uwalniać od asystowania jéj nie dopuszczał.
Wszystkie panie gotowały się wystąpić z przepychem, wszyscy panowie sposobili konie i gardła na ucztę, która po manewrach nastąpić miała.
Natłok gości był niezmierny, powozu ani koni na kilka dni przed 31 lipca dostać w Dreźnie nie było podobna. Wszyscy cudzoziemcy domagali się zaproszeń, co żyło chciało widziéć zapowiadającą się jako coś nadzwyczajnego ucztę Fleminga.
Jest ona zbyt znaną z wielu jéj opisów, abyśmy nanowo obszérniéj malować ją potrzebowali.
Dzień lipcowy gorący wprawdzie był, ale pogodny, a maleńki wietrzyk, który przybył umyślnie, aby tumany kurzu podnosić, upał czynił prawie znośnym. Widok pułków ustawionych jak do boju, lśniących od srébra i złota, piór i galo-