Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

I wistocie począł podskakiwać — Dziubiński był upokorzony i skonfundowany.
— Bóg widzi — rozpoczął.
— Pana Boga do tego nie mieszajmy — rzekł Fleming — ale źle z rzeczpospolitą waszą, kiedy szlachta taka wątła. Ja was — ale jakże się zowiesz? — mówił Fleming.
— Podkomorzy Gintowt-Dziubiński! — krzyknął już nieco nadąsany gość.
— A tak! Sznabliński — zawołał Fleming. — Ja was wszystkich w sercu mojém noszę... Dzień i noc przemyślam, jaką wam dać najszczęśliwszą przyszłość, troszczę się o was, a wy mnie nie kochacie. Nawet tańcować ze mną nie chcesz....
Szczęściem dla Dziubińskiego, trafił się w téj chwili pułkownik Bielicki w pobliżu i ten Fleminga odciągnął.
Niemniéj jednak ów upadek, obawa niewłaściwego znalezienia i gniéwu na który się mógł narazić, oprymowały pana podkomorzego. Pan Serwacy Przebendowski, korzystając z chwili wolnéj, ujął go pod rękę i do oczekującego powozu zaprowadził. Nie mógł go jednak pocieszyć.
— Otóż-bo to tak, gdy się komu nieszczęści — mówił, stękając, Dziubiński. — Póki życia mojego, na żadną taką fetę nie dam się namówić. Na piérwszéj majestatowi nastąpiłem na palce, a oto dziś gdybym był mógł przetańcować z Flemingiem, sprawa moja byłaby wygrana!
Serwacy, wiozący nieszczęśliwego do Drezna, chociaż próbował pocieszać półsłowami, nie mógł tego dokazać. Napróżno mu wystawiał, że i nagniotek królewski i spór o taniec z Flemingiem zapomniane zostaną. Dziubiński postanowił ruszyć w powiat lidzki do domu, z Ogińskimi skoń-