Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

— Ani ja — dodała Schellendorf.
Hülchen uśmiéchnęła się smutnie, nie mówiąc nic.
— Jakże feldmarszałek jest z mężem twoim? — zapytała Reuss.
— Ani źle, ani dobrze; jesteśmy en delicatesse. Nie szkodzi nam może, ale nie pomaga pewnie.
— A kto nie pomaga, ten już przez to szkodzi — wtrąciła Schellendorf.
— To pewna! — potwierdziła gospodyni. — Przez Watzdorfa, teraz go podpiérając, możnaby potém zrobić wiele.
Tu Hülchen odchrząknęła, jakby mówić chciała.
— Wątpię żeby na niego rachować można — rzekła — jest-to charakter chłopa, który głodem marł i gdy się dorwie do miski, gotów tego co mu ją podał od niéj odpędzić, aby się najadł lepiéj. Wdzięczności się po nim spodziewać nie godzi. Żona dobra kobiéta, ale bardzo, bardzo pospolita.
— Wykrzesze się powoli — rzekła hrabina Reuss.
— Wszystko winien Flemingowi — zrobiła uwagę Hülchen.
— Tak, aleście sami mówili, że wdzięczności się po nim spodziewać nie godzi.
— Prawda, ale w dodatku tchórz jest — dodała Hülchen. — Lęka się Fleminga.
Hrabina Reuss, która jadła ciastka chciwie, pokiwała głową.
— Ja wam powiadam — odezwała się, trochę odchodząc od rzeczy — że tacy ludzie, jak ten bufon, gdy raz staną przy wielkim ołtarzu, najlepiéj się przy nim trzymać umieją. Głupota i podłość są to znakomite zalety, choćby się inaczéj wyda-