— Podzielasz moje myśli? — spytała Vitzthumowa.
— W zupełności, jak zawsze — rzekł książę; — jest-to rozumne, przemądre, jak wszystko co mama myśli i mówi.
— Jedziesz książę do Polski, masz tam ogromne stosunki — ciszéj poczęła hrabina — potrzeba ich użyć, aby Flemingowi szyki pomieszać. Ale zrozumiéjmy się — dodała, palec przykładając do ust. — Książę nie powinieneś sam nigdzie wychodzić na scenę. Do działania powinny się znaléźć narzędzia. O ile wiem i znam Polskę, ze szlachty tam, avec un peu de savoir faire, robi się wszystko, co kto zechce. Należy tę szlachtę, co powinno przyjść łatwo, podbudzić, aby się od hetmanów domagała odebrania komendy Flemingowi. Rozumiesz?
— Doskonale! — rzekł książę.
— Z Pociejem dasz sobie rady, do Sieniawskiéj trafisz, bo ona mężem kieruje — mówiła daléj Vitzthumowa. — Szlachta niech krzyczy, niech sejm zerwą, jeśli Fleming nie zda komendy.
Raz jesze zapytała hrabina: — Rozumiész? — i znowu powtórzył książę: — Doskonale!
Jednakże milczał jakoś, nie rozszérzając się w tym przedmiocie; był zadumany i jakby zakłopotany.
— Więc mów — odezwała się hrabina — tak czy nie? Zrobisz co radzę?
— Z największą chęcią — odrzekł książę, schylając głowę; — ale, kochana mamo, ze szlachtą, c’est triste à dire, aby coś zrobić, potrzeba koniecznie pieniędzy. Ja, powiem szczérze, nie mogę w téj chwili tak wielkiego wydatku podjąć.
— Jestże tak wielki? — spytała hrabina.
— Oznaczyć nie potrafię — mówił książę — ale
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/79
Ta strona została skorygowana.