Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

si panowie pili i rozprawiali, a huczek był niemały, bo się sprzeczano i jeden drugiego rad był przekrzyczéć; z drugiéj młodzież w tańcu się zwijała, przyśpiéwując, jak to u nas we zwyczaju, gdy się ludzie rozochocą. A że w tak liczném zgromadzeniu i po kieliszku nie mogło spokojnie być, a nieustanne powstawały spory, trafili zaraz w sieniach na dwu szlachty, którzy z obnażonemi szablami przeciwko sobie stojąc, od czci od wiary łajali się, drąc ku sobie, ale ich przyjaciele, tak napili jak oni, rozwodzili i odciągali. Wpośrodku podkomorzy Gintowt-Dziubiński, z twarzą mocno zarumienioną, z czupryną rozrzuconą, w paradnych sukniach, nieco już pomiętych i porozpuszczanych czasu obiadu, stał, kielich trzymając ogromny w ręku, z którego, że nim potrącano ciągle, wino się na głowy i ramiona innym wyléwało. Nikt na te aspersye nie zważał zresztą.
Dziubiński głosem poważnym głuszył krzyki gości.
— Na miłosierdzie Pańskie! Nie zakrwawiajcie mi domu! Odłóżcie sprawę ad comparendum tempore opportuno. Zgoda! zgoda! Zapijmy tę sprawę! Panie stolniku Rudawski, praecor! panie Żyrko chorążycu kochany, suplikuję! Bracia mili, jednéj matki dziatki, których ta ziemia zrodziła, uściśnijcie się! Na rany Boskie błagam was! Sat prata bibere! dosyć się krwi naprzeléwało.
Stolnik Rudawski i chorążyc Żyrko, nie słysząc nic dla własnego krzyku, niewiele widząc dla oczu blachmanem zaszłych, szablami wywijali i puszczali się przeciw sobie, ale ich siłą za każdą razą wtył odrywano. Dokoła tumult był straszny. Część szlachty trzeźwiejsza śmiała się, prze-