sime odprawiono, ani się mógł domyślać dlaczego.
Gdy pani podskarbina z reduty powróciła nadedniem, dowiedziéć się chciała o Serwusia, którego jéj teraz, po liście od męża odebranym, więcéj jeszcze żal było. Powiedziano jéj że w gorączce leży, a lekarz mu dobrze nie wróży. Około chorego zalecono pilność jaknajwiększą. List hetmanowéj, dyplomatycznie napisany, grzeczny, szyderski, zagadkowy, niemówiący nic, niecierpliwił ją, a od chorego wyjaśnień teraz żądać nie było podobna.
Tymczasem z innych źródeł złe z Polski przychodziły wiadomości o obu hetmanach i usposobieniu szlachty, która się coraz jawniéj burzyła. Ks. Biskup Szaniawski, choć mówił iż pewien jest sukcesu planów Fleminga, nie taił że spełnienie ich wiele kosztować mogło nietylko piéniędzy, ale krwi nawet.
Fleming odpowiadał na to chłodno, że dla idei wielkich od ofiar téż wielkich wzdragać się nie godzi. Szło tylko o to, aby w porę się wziąć do dzieła i raz je rozpocząwszy, dokonać za jednym zamachem.
Nazajutrz Serwuś był bezprzytomny i cały dzień następny jeszcze lekarz obawę miał o jego życie. Siódmego dnia jednak nastąpiło przesilenie, gorączka ustawać poczęta, a Włoch przyszedł z tą pocieszającą wiadomością, że chory żyć będzie, ale potrzeba mu dać spokój zupełny, dopóki sił nie odzyska. Według jego włoskiéj rachuby, przychodzenie to do sił trwać miało jeszcze parę tygodni, natura jednak polska gotowała lekarzowi niespodziankę. Chory, gdy raz zwyciężył niebezpieczeństwo, a po niém snem mocnym, przez kilkanaście godzin trwającym, się
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/115
Ta strona została skorygowana.