opuścić, jako ostatecznego lekarstwa używał swéj wielkiéj idei, ukazując mu ją jako cel w przyszłości, godzien nadzwyczajnych wysiłków i ofiar.
— Najjaśniejszy panie — powtarzał mu — tak olbrzymiego dzieła, jakiém będzie połączenie dwu krajów w jedno silna mocarstwo, które w pośrodku Europy zajmie stanowisko przeważne, nie można dokonać w jednéj chwili. Wymaga ono przygotowań długich, rozwagi i rachuby, ale przyszłość dynastyi waszéj królewskiéj mości zapewni.
Król wistocie myślą się tą zdawał rozgrzéwać, a choć sejmy zrywano, burzono się i wykrzykiwano, stał dotąd uparcie przy Flemingu i komendzie jego.
Vitzthumowie, Watzdorf, saskie stronnictwo na dworze, choćby zapewne nic nie miało przeciwko wielkiéj monarchii dziedzicznéj, żartowało sobie z niéj jak z marzenia, nigdy niemogącego się ziścić, a Saksonii zgubą i ruiną grożącego. Polaków tu obwiniano o niewdzięczność i przeniewierstwo. Przed królem zaś, samnasam, Vitzthum podszeptywał, że zrażając szlachtę, traci się nadzieję wyboru królewicza na tron, o który przedewszystkiém starać się było potrzeba.
Król, jak całe życie swe niebardzo był pewien, czyjéj radzie dać piérwszeństwo, jedném uchem słuchał Vitzthuma, drugiém Fleminga, do którego długie nawyknienie i wyższość jego nad płochym Vitzthumem przewagę mu dawały.
Fleming, który dawniéj zręcznie kobiét używał do swych celów, teraz zrozpaczył niemal, aby która z pań, przesuwających się tylko przez dwór i za kulisami, mogła Augusta do siebie przywiązać. Vitzthumowie nastręczali różne
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/122
Ta strona została skorygowana.