a wracając, wstąpić do pana podkomorzogo Gintowta, który go oburącz ściskając, przyjął serdecznie.
Podkomorzy, któremu, jak sam powiedział, niegdyś Fleming oczy otworzył, teraz był jednym z najzagorzalszych przeciwników feldmarszałka i na sejmikach domagał się powrócenia skryptu, aż chrypł. Forytowano go do sejmu i niebardzo się temu opiérał.
Wilno téż było Serwacemu jeżeli nie po drodze, to niewiele z drogi; wstąpił do woźnego. Tym razem los zrządził, że panny Domicelli nie zastał; bawiła u ciotki na wsi, około Wilejki. Stary Jeremi przy kieliszku, tak ni z tego ni z owego, przebąknął, wpatrując się w Serwusia, że dziewczynie się cóś trafiało.
— I czasby ją za mąż wydać — rzekł — szkoda aby przy nas starych męczyła się i marniała. Dziewczyna złota, serce, rozumek, charakter, jakich na świecie niéma. Ano i liczko niczego, a da Bóg, po najdłuższém życiu naszém, cóś się tam znajdzie w kuferku. Domina także wart parę groszy.
Zmieszany Serwuś począł tylko potwierdzać słowa ojcowskie, że panna Domicella bodaj królewicza warta. Unosił się w pochwałach dla niéj, poruszył mocno, ale więcéj słowa rzec się nie ważył.
Wyszedłszy od woźnego, smutny był jak noc, zły na siebie i losy swoje, co go tak upośledziły; ale się pocieszał czystém sumieniem.
„Gdziebym ja miał dziewczynę gubić, los jéj zawiązywać — mówił do siebie — żeby się potém z niéj ludzie wyśmiéwali, że ją do takiéj tyki niezgrabnéj przywiązano. A niech Bóg uchowa!“
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/126
Ta strona została skorygowana.