Poszedł do bernardynów i heroicznie dał na mszą świętą na tę intencyą, aby jéj Bóg w przyszłém pożyciu błogosławił; niechaj będzie szczęśliwą z innym, byle była!
O sobie poczciwy Śerwuś ani myślał. Potrzeba téż było powracać do Drezna, z którego się podskarbina nie ruszała.
Pożegnawszy się z woźnym, puścił się tedy w drogę, bardzo przybity i markotny. Od starego się jakoś dowiedziéć nie potrafił, kto się pannie Domicelli stręczył, a prawdą a Bogiem naówczas nikogo nowego nie było tak dalece. Woźny zażył był tego fortelu, sądząc że mu się może uda Serwusia na deklaracyą wyciągnąć, bo wiedział że córce miły był, jemu zaś i żonie jak własne dziecko. Tymczasem się nie powiodło.
Następnego roku znowu jechał Serwuś do Gierdzieliszek, dla zobaczenia co się tam dzieje. Wahał się mocno, czy zawrócić do Wilna. W palce stukał, myślał, cóś go ciągnęło i zboczył. Nieszczęśliwie trafił. Dom był w żałobie. Siwa Kasia umarła niedawno. Woźny ze strapienia po niéj nogami suwał, zgarbił się, postarzał mocno; Domcia była wymizerowana, blada, zmieniona, smutna. Gdzie tu było pomyśléć nawet o oświadczynach? Starał się tylko dowiedziéć o kawalera. A był nim właśnie pisarz z kancelaryi trybunalskiéj, Prządkowski, chłopak ładny, nie głupi, ale szalona pałka. Parę razy podchmielony wpadł do woźnego, lecz Domcia go się obawiała i nie życzyła. Tyle mu powiedziała.
Przyjęty serdecznie, Serwuś przesiedział tam godzin kilka, starając się pocieszać ojca i córkę. Z wielkim afektem i respektem pożegnawszy pannę, powrócił do Drezna.
Upłynął rok znowu, a do Wilna i do Gierdzie-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/127
Ta strona została skorygowana.