czasu mojego pobytu w Dreznie wyłożył i tém mnie on skonwinkował.
— Szelma Niemiec! — szepnął któś z boku.
Serwacy, usłyszawszy tak mówiącego Dziubińskiego, cały zdrętwiał. Przeciwiało się to wręcz temu, co o nim Paweł rozpowiadał, i zwrócił się ku niemu Przebendowski, aby się tłumaczył, gdy, obejrzawszy się, już go przy sobie nie znalazł. Zginął kędyś Połubiński, nec locus ubi Troja fuit.
Tymczasem wymownie i nastając mocno na to, daléj wywodził Dziubiński, jak mu w Dreznie rzeczy wyłożono: że hetmanowie o swéj pieczeni myśleli, nie o sprawie rzeczypospolitéj.
Jedni przystawali na to, drudzy kontrowali. Serwacy, już nieco rozgrzany i ośmielony, nie mógł się powstrzymać; republikanckie sentymenta jego do głowy mu szły.
Rozprostował się, przestał żuć i gdy podkomorzy na chwilę zamilkł, prosił go o głos.
— Chociaż nieznany tu nikomu i obcy — rzekł — zaledwie jednego podkomorzego szczycąc się łaską, pozwolę sobie odezwać się ad rem, czego mi czcigodny gospodarz za złe nie weźmie. Sprawa to gorąca zaprawdę, a wprost jadąc z Drezna, gdzie własnemi oczyma patrzę na to, co się dzieje i na co zanosi, sumiennie o tém cóś rzec mogę. Boli mnie to, że panu podkomorzemu sprzeciwić się muszę. Amicus plato, magis amica veritas.
Podkomorzy, trochę się namarszczywszy, patrzył w niego, jak w tęczę.
— I to tedy dodać muszę — ciągnął daléj śmiało Przebendowski — że w domu Fleminga siedzę, codzień nań patrzę i słucham go. Czcigodny nasz pan podkomorzy, mąż wielkiego animuszu
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/13
Ta strona została skorygowana.