jów i wyobrażeń, które dla dumnéj, szlachetnéj matki rażące się wydawały i nieznośne. Kochała go i martwiła się, widząc tak płochym. Był to żywy obraz króla-ojca, z większemi od niego zdolnościami, a z równém mu lekceważeniem świata. Ta sama płochość w postępowaniu, lenistwo ducha, pogarda dla praw moralności powszedniéj, nad którą syn królewski, równie jak król, chciał być wyższym. Wojskowy z powołania, chowany w obozach od lat najmłodszych, Rutowski prowadził życie żołnierskie, pił, grał i swywolił; młody i piękny, wstępował w ślady ojca, bałamucąc się i zajmując coraz nowemi miłostkami, wśród których nie przebiérał wcale.
Po przybyciu do Warszawy, Spieglowa przez dni kilka napróżno wyglądała odwiédzin syna, chociaż wiedział o niéj dobrze. Hrabia Rutowski tak był zajęty paradami wojskowemi, które dla ojca przygotowywał, fetami dworskiemi, zabawą i trzpiotostwem, że matki odwiédziéć nie mógł.
Nudziło go téż, że Aurora, za każdém z nim spotkaniem, dawała mu macierzyńskie nauki i starała się swywolnika niepoprawnego na poważniejszą prowadzić drogę.
Po długiém i tęskném oczekiwaniu, jednego wieczora wpadł nareszcie Rutowski do matki, która wybiegła naprzeciw niego, do łez prawie wzruszona.
Pułkownik był ujmującéj powierzchowności, pełnym wdzięku młodzieńcem; matka więcéj go może kochała niż córkę, a mimo to nie mogła się wstrzymać od okazywania wstrętu, jaki w niéj sprawiał niesłychaną płochością swoją.
Nim się tu zjawił, doniesiono już pani Spie-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/132
Ta strona została skorygowana.