Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

ko o sobie i swoim worku. Wy, chère maman, żyjecie w domu i kole jego, przejęliście się dlań miłością zrozumiałą dla mnie; ale, darujesz, że ja jéj podzielać nie mogę. Papa powinien się raz pozbyć jego opieki. W Polsce z nim nic nie zrobi, bo go tu nienawidzą, w Saksonii go nie cierpią, w Berlinie się nim brzydzą, w Wiedniu się nań krzywią. Została mu tylko miłość siostry i wasza. (Powtarzał, co Vitzthumowie mówili).
— I szacunek i miłość króla, któréj intrygi żadne nie wydrą — zawołała Spieglowa. — Byłoby to dla wszystkich nieszczęściem, gdyby Vitzthumy i Vatzdorfy górę wzięły.
— A wezmą, kochana mamo — rozśmiał się Rutowski, poprawiając w zwierciedle peruki i munduru — wezmą! do tego się wcześnie przygotować potrzeba. Ja ci to mówię.
— A ja ci mówię że nie — zaprzeczyła Spieglowa — ja króla znam. Król się bawi intrygami, słucha co mu donoszą, zżyma się może czasem na feldmarszałka, ale wié że to jedyny człowiek, na którego rozumie polegać może.
— Osobliwy rozum — parsknął Rutowski — który w walce z głupimi i pospolitymi ludźmi zawsze bywał pobijany. Ale dajmy temu pokój, chère maman. Ja mojéj mamie nie bronię kochać Fleminga, a ty nie możesz mi zakazać się nim brzydzić. Nie lubię go, nie cierpię! Mówię otwarcie, że gdy mu zaszkodzić potrafię, uczynię to z całego serca.
— Niegodziwy jesteś! — zawołała Spieglowa zniecierpliwiona. — Po tak długiém niewidzeniu przychodzisz z tém, abyś mi uczynił przykrość największą.