Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

Rutowski, śmiejąc się, począł ją w ręce całować.
Chère maman! — zawołał. — Jeżeli tak, to się drugi raz przyjść nie odważę.
— Dobrze że mi to zapowiadasz wcześnie — przerwała matka. — Zatém pośpieszę się z tobą rozmówić zawczasu o jedném jeszcze, co mnie niewymownie boli, a co się ciebie tyczy.
— Zawsze tylko wyrzuty i bury! — westchnął piękny Rutowski z rodzajem rezygnacyi — Ależ to okropna rzecz!
— Mój drogi, dlaczegóż zasługujesz na to? — zapytała matka, spuszczając oczy. I, jakby niełatwo jéj przyszło przemówić do syna, zamilkła, po przestanku długim zaczynając głosem zmienionym: — Radabym żebyś mi zaprzeczył. Słyszę zewsząd znowu o jakiéjś Anusi, córce Duvala, która ci ma zawracać głowę. Mów, tłumacz się, uspokój mnie!
— Otóż widzi chère maman — zakrzyknął Rutowski — widzi mama, jak to ludzi sądzą. Jedyny mój dobry i szlachetny uczynek, jaki w życiu spełniłem, ściąga na mnie krzyki i gniéw mamy! Dziewczyna śliczna, wyśmienita, wesoła, byłaby się zwalała, gdybym ja jéj nie wyciągnął z błota.
— Ludzie mówią, że to córka króla, przyrodnia siostra twoja — przerwała Spieglowa gwałtownie.
— A! bardzo być może! — uśmiéchnął się Rutowski, ramionami ruszając obojętnie. — Któż to wié? Prawda że do króla jak dwie krople wody podobna, ale co mnie obchodzi wątpliwe i tak dalekie pokrewieństwo? Anusię królowi przedstawię i zobaczy mama, że opanuje go.
Spieglowa brwi zmarszczyła.
— Król ją przyzna — ciągnął Rutowski — wy-