wnika, było cóś tak naiwnie cynicznego, tak lekkomyślnego, iż Spieglowa uszom swym prawie wierzyć nie chciała; lecz przez niego mówił duch ojca, dworu, wieku, tych kół, co się w swém przekonaniu nad wszelkie prawo wyżéj stawiały.
Mytologiczny Olymp, za którego bóstwa tak chętnie się przebiérano, był dla nich jedynym wzorem. Jupiterowi godziło się wszystko, co na chwilę mogło go rozerwać i dziwactwu dogodzić.
Spieglowa płakała znowu, a syn jéj śmiał się z tego strapienia, którego naprawdę nie mógł zrozumiéć i które wydawało mu się dziecinném.
— Zobaczy mama — dodał — jestem tego pewnym, że wkrótce król Anusię za córkę przyzna, a to mnie w oczach mamy uniewinni. Że mnie za to śliczne dziéwczę pocałuje i uściśnie, ma foi, przynajmniéj tyle mi się od niéj należy! Gdyby nie ja, przepadłaby.
Spieglowa szeptała ciągle, na wpół do siebie, na wpół do syna:
— Siostra! siostra!
Pułkownik ramionami zżymał.
— Gdyby nawet tak było, przyrodnia — rzekł. — Nie mówmy już o tém. Ja mnichem nie jestem, nie zapiéram się że kocham Anusię, lecz słowo daję, za siebie i za nią, że to nie potrwa długo. Papa ją wyda za jakie małe książątko niemieckie, które się przeszłością formalizować nie będzie.
Matka odepchnęła go powtórnie.
— Okropny jesteś — odezwała się głosem poruszonym. — Milcz, proszę cię, milcz!
Rutowski właśnie był znalazł kapelusz i zabiérał się do wyjścia, nadąsany.
— Widzi chère maman, co ja mam począć
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/139
Ta strona została skorygowana.