Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

— Zatém — przerwał popędliwie wojewoda — zatém z obawy owych związkowych nigdy nie zrobimy końca? Dziś nie czas, jutro będzie zawcześnie, a naostatek zapóźno!
Wszyscy milczeli; kilka westchnień słyszéć się dało. Król patrzył na końce długie kamizelki swéj, szytéj złotem, i przebiérał po niéj palcami.
Wtém Pociéj począł, mrucząc:
— Czas wszystko ostudza i mityguje; dajmy się ukoić umysłom. Przyczyni się do tego najwięcéj, gdy pan feldmarszałek skrypt odda. Szlachta zaspokojona uśmierzy się wtedy.
— Skrypt zwrócić nieodzowna rzecz — potwierdził Sieniawski.
Króla wreszcie wyrwało to z zadumy i roztargnienia; podniósł oczy, w których cóś błyskało.
— Skrypt zwrócić, to znaczy oddać owoce tego, na co się lat kilka pracowało — rzekł szydersko — stracić wszystko, na co się ja na sejmie pacyfikacyjnym zgodziłem, dla komendy Fleminga. Rada jest wyśmienita i bardzo prosta, lecz prosiłbym o inną.
Potrząsł głową znacząco.
— Najjaśniejszy panie — począł cicho jeden z daléj stojących senatorów — ośmielam się zwrócić uwagę majestatu na to, że z pomocą pana feldmarszałka Fleminga nic się robić nie da.
Król tylko popatrzył. Senator dłonią pogładził głowę i zawahał się nieco; ale kość była rzuconą, zebrał się więc na odwagę i mówił daléj, mimo skierowanego nań wejrzenia:
— Z panem feldmarszałkiem Flemingiem nic się zrobić nie da. Zawziętość na niego tak wielka, że nikt się w obronie stawić nie waży. Pa-