Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

Czkawka cokolwiek zawadzała swobodnéj ekspektoracyi podkomorzego, myśli się mu téż plątały, dobił się wszakże do końca:
— Wnoszę tedy jmci pana Serwacego Przebendowskiego zdrowie!
Jeszcze nie miano czasu za nim okrzyknąć „Vivat!“ gdy z kąta, w którym szlachcic jakiś spał na ławie i tylko co się przebudził, głos się odezwał:
— Niéma zgody! Veto! Przebendowski podskarbi zdrajca jest! regalista! infamis!
Drudzy huknęli:
— Cicho! precz z izby! To nie podskarbi, zdrowie Serwacego!
Ci co nie dosłyszeli dobrze imienia, a wzięli do serca opozycyą przeciw Flemingowi, wołali:
— Vivat Pankracy! vivat Bonifacy!
Tumult się stał wielki, a szlachcic przebudzony ryczał z kąta:
— Niéma zgody! Podskarbi, nie podskarbi, rodem kury czubate. Precz z Przebendowskimi!
Podkomorzy stał, trzęsąc się z aprehensyi. Serwacy, wiedząc co to za sobą ciągnie, już się miał do szabli. Wtém i Paweł się zjawił znowu, chwytając go za rękę.
— Któż to jest ten infaustus turbator chori w domu moim? — odezwał się głosem drżącym od wzruszenia Gintowt. — Prosimy ichmościa do koła, tu. Staw czoło. Ze mną najprzód miéć będziesz do czynienia.
Posypały się téż głosy:
— I ze mną!
— I ze mną! I z nami!
— Tu o honor nietylko Przebendowskich idzie — zawrzał jeden — ale o naszego kochanego