był pewny, że na królu jéj młodość i śmiałość uczyni wrażenie, alem się nigdy tak wielkiego nie spodziéwał. Król na jéj usługach; może się jéj zawrócić główka. Osiemnastoletniéj dziewczyny takiéj jak ona nikt na świecie nie widział. W kordegardzie jest jak w domu, traktujemy ją jak dobrego koleżkę, a gdy chce grać rolę wielkiéj pani, tak sobie daje radę, jakby się w pałacach chowała.
Raz rozpocząwszy z tego tematu, pułkownik zdawał się niewyczerpany. Panie słuchały, ani mu się sprzeciwiając, ani okazując, co myślały o tém. Przebendowska upokorzona milczała. Zepsucie na dworze królewskim zawsze było wielkie, ale się stroiło w pewne szaty elegancyi i przyzwoitości; nigdy nie dochodziło do takiego jak teraz cynizmu.
W téj zabawce z osiemnastoletnią dziewczyną, schwyconą gdzieś w restauracyi Duvala, rzuconą na łup zepsutym wielkiego świata rozpustnikom, było cóś upokarzającego dla tych, co króla szanować potrzebowali. Ojciec, który cieszył się dzieckiem znalezioném w tym stanie, co go mógł do rozpaczy przyprowadzić, przedstawiał się tak upadłym, iż podskarbina słowa znaléźć nie umiała na wytłumaczenie go, na uniewinnienie. Spieglowa blada, zadumana, siedziała jak martwa; Rutowski tylko wszystko to znajdował tak naturalném, wyśmienitém, a swoje postępowanie tak zręczném i szczęśliwém, iż się niém chlubił, jak czémś zaszczyt przynoszącém.
W świecie, który nawykł był cóś jeszcze szanować i w rozpasaniu nawet, a dogadzaniu słabościom pewną stawiać granicę, wiadomość o Orzelskiéj wywołała milczące przerażenie. Szemrać nie śmiano.
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/166
Ta strona została skorygowana.