wyjdziemy w pole. Niech Bóg sprawę naszę osądzi i krzywdę moję pomści.
— Dobrześ rzekł! święcieś powiedział, — wtrącił podkomorzy. — Non est locus, non miscantur sacra profanis. Zechcecie się spróbować, nikt nie broni, a mięsopustu mi i godów braterskich, agapów miłości i zgody, pan Minkiewicz psuć nie ma prawa!
Minkiewicz może niespełna zrozumiał, ale inni go obstąpiwszy, hamowali i odgrażając się a klnąc, począł skonwinkowany szablisko do pochew napowrót wkładać. Lecz ręka strudzona nie służyła mu i we trzech pomagając, ledwie, z wielkim trudem, wepchnęli ją na spoczynek.
Gintowt ciągle stał z kielichem i krzyknął ogromnie podniesionym głosem:
— Kto mnie kocha, ten ze mną pije pana Serwacego Przebendowskiego zdrowie. Vivat!
Minkiewicz, mrucząc, usunął się do kąta, czapki tylko szukał i chciał się wynosić precz: inni pili, z hałasem i okrzykami niezmiernemi, zdrowie Serwacego, Pankracego, Bonifacego, i z kolei znowu ściskali gościa, całowali, obléwali, a niektórzy mu wieczną przyjaźń i afekta poprzysięgali.
Połubiński, który się absentował tak zręcznie, gdy było mu z tém dogodniéj, wystąpił teraz gorąco.
— Panowie a bracia — zawołał. — Spodziéwam się że mnie znacie, żem ja kość z kości waszych, nie żaden regalista, Sas, przekupiony kortezanin. Otóż ja za mojego przyjaciela Przebendowskiego sumieniem, honorem, wszystkiém co mam ręczę, iż choć z Drezna jedzie, ale czysty jest jak łza! Daj nam Boże takich jaknajwięcéj!
— A podskarbi dlatego szelmą jest! — krzy-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/17
Ta strona została skorygowana.