— Albo to nie wiész, że ja do jego dworu należę?
— Co, i sumienie i duszę sprzedałeś? — gorąco począł Paweł. — To cię już tak związali i kupili, że ci do Gintowta i do szlachty nosa pokazać niewolno?
— Słuchaj-że! — przerwał Serwacy, żując.
— Nie, nie słucham! — coraz głośniéj wołał Paweł. — Musisz ze mną iść, albo cię za swego znać nie chcemy. Korona ci z głowy spadnie, gdy posłuchasz co się u nas dzieje? Hę? Za piecem siedząc, możecie myśléć to i owo, ale gdy się dotkniesz i pomacasz sam, dopiéro wiedziéć będziesz, co się święci.
Zmiękł Serwacy, zagadywał, opiérał się, wzdragał. Paweł go pod rękę w ostatku pochwycił i pociągnął ze sobą. Nie było i wielkiego grzéchu z powietnikami pogwarzyć, a przynajmniéj ich posłuchać.
Ciągnęli więc na ulicę Wałową, gdzie w dworku najętym podkomorzy Litwę swą przyjmował i musztrował. Była to właśnie godzina piérwsza kanoniczna śniadania.
Nietylko dworek cały pełen był, ale i ogródek przy nim, wśród którego ławy i proste stoły pozastawiano, pod chudym cieniem grusz i jabłoni. Jak na wsi, i tu misy z ogórkami kwaszonemi piérwsze miejsca zajmowały, potém chléb w wielkich bochenkach, sery z kminem i ogromne wódki flasze. Szlachta, gromadnie zebrana, siedziała, przechadzała się, a Dziubiński, od rana już w paradném ubraniu, z czapką pod pachą, przy szabli (bo późniéj odziaćby się nie miał czasu), zapamiętale pośród panów braci gospodarzył.
Drzwi w dworku wszystkie były poroztwiéra-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/172
Ta strona została skorygowana.