Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

zgodził. Ciepło mu było, gdy potém, po bernardyńsku przebrany, do Poznania uciekać musiał, gdzie przed królem czyniąc relacyą, związkowych kanaliami nazywał. On duszą, on motorem, on sprężyną, on podżegaczem do wszystkiego. Czyjąż to sztuką, jeśli nie jego, hetmanowie w pole wywiedzeni, sławny ów skrypt w ręce mu dali, oręż na samych siebie? Kto owę ligę cesarską i angielską spoił, aby nas cudzoziemskiemi zalać wojskami, pretendując abyśmy zgubę naszę własnemi piéniędzmi opłacali? Quo praetio ów skrypt utargowany potajemnie, nikt nie wié; darmo go przecie nie dano, a póki on w jego ręku, nas w garści trzyma, albo raczéj za łeb.
Tu Korbutowicz za czuprynę się wziął i szlachta się téż po wygolonych pogłaskała głowach.
— Pacyfikacyą to nazwali — dodał. — A no prawda że pokój mamy, nad który chyba w grobie lepszy. Ubi solitudinem faciunt, pacem apellant. A pustynię już z naszych ziem zrobili.
Wszyscy głowami słowa jego potwierdzili, wzdychając.
— Zatém nic nam do czynienia nie pozostaje — konkludował Gintowt — tylko oponować stale i stać przy tém, aby skrypt był zwrócony, jako waloru niemający, i subreptive wyfrymarczony. Sejm zerwać!
— Zerwać! — okrzyknęła szlachta.
— Inaczej finis reipublicae i my w saskie chłopy pójdziemy!
Gwar się stał duży, a któś z tłumu dodał:
— Fleming już zwąchał pismo nosem, bo się z królem na sejm przybyć nie ważył; bał się znów od nas zmykać w habicie.
Zaśmieli się raźno wszyscy.
Wtém wstał przybyły z Serwacym pan Paweł