wzięcie. Dojeżdżał do niego czasami Derengowski, a raz dotarł pan Paweł Połubiński, usiłując go wyciągnąć z kąta i na zapusty zawieźć do podkomorzego. Zdaje się że miał swaty jakieś na myśli. Oparł się temu pan Serwacy tak energicznie, że omało we własnym domu nie zwadził się z natarczywym przyjacielem. Dopiéro przekonawszy się, że na upartego sposobu niéma, zmiękł Paweł, sprawę załagodził, uściskali się i rozstali w świętéj zgodzie. Tylko już pan Paweł więcéj się w Gierdzieliszkach nie pokazał.
Lata płynęły tymczasem; Fleming ów skrypt powrócić musiał, a król nawet przy komendzie jednego regimentu dragonów Miera i tatarskiéj chorągwi nie zdołał go już utrzymać. Feldmarszałek wyjechał do Wiednia i tam, jakeśmy mówili, życie zakończył.
Pan Serwacy ciągle na swéj wioszczynie gospodarował, prowadząc życie tak ciche, skromne, odludne, że go już wszyscy na wiekuiste stare kawalerstwo osądzili. O Domcię ani się śmiał dowiadywać nawet, mając za grzéch żywienie w sercu uczucia zbytniego przywiązania dla osoby, węzłem małżeńskim z kim innym połączonéj. Ile razy o niéj pomyślał lub ku niéj westchnął, co mu się dość często trafiało, żegnał się natychmiast, odpędzając znakiem krzyża świętego pokusy złego ducha, a potém regularnie się z tych myśli spowiadał.
Tymczasem wypadło mu w interesie Gierdzieliszek, które podskarbi, za małą dopłatą, chciał mu oddać na dziedzictwo, pojechać koniecznie do Wilna. Zrazu dokończenie interesu tego z plenipotentem podskarbiego chciał na mecenasa jakiego zdać Serwacy, ażeby się nawet nie
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/188
Ta strona została skorygowana.