rywały. Dowiedział się od niéj przecie, że już od roku owdowiała i że czekała na niego.
A on o Bożym świecie nie wiedział!
Zamiast do plenipotenta na kardynałią, wprost, pod ręce się wziąwszy, pociągnęli razem na Zarzécze. Na Zarzéczu zastał biédę, mienie po ojcu roztrwonione, dom zadłużony, wspomnienia przykre męczeńskiego pożycia ze złym człowiekiem, ale zarazem serce, które biło dla przyjaciela młodości, kobiétę co go kochała.
Ta miłość wierna, długa, cicha, stroiła bladą Domcię w niewypowiedziany wdzięk, otaczała ją aureolą.
Ani już wiedział pan Serwacy, jak się w pół godziny oświadczył i został przyjęty. Domcia mu otwarcie powiedziała, że czekała na niego i byłaby do śmierci wyglądała, a nie pomyślała o czém inném.
Zaczęto natychmiast mówić o weselu; bo rok i sześć niedziel żałoby po mężu upływały już właśnie.
Przebendowskiemu szło zrazu o to, aby domek lichy i szczupły na przyjęcie swojéj magnifiki przygotować, oczyścić, wylepić, bodaj rozszérzyć; lecz wdowa ani słuchać o tém nie chciała, utrzymując że po ślubie we dwoje dworek sobie po myśli urządzą. Nie było żadnego powodu do odkładania wesela.
O samo wesele zaszła mała lukta, bo Serwacy chciał, dawnym obyczajem, miéć je sutém i świetném, a wdowa, składając się swym wdowim stanem, żądała aby się odbyło skromnie i pocichu.
Zgodzili się krakowskim targiem, że Serwacy tylko kilku przyjaciół miał zaprosić, a weselisko odbyć się miało we dworku na Zarzéczu, poczém
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/190
Ta strona została skorygowana.