łysy, z krésą przez łeb — święte słowa podkomorzego. Żal a żal żeśmy, podczas gdy w rękach naszych byli, dwu największych zdrajców nie rozsiekali, jak im należało: hetmanów Pocieja i Sieniawskiego. Puściliśmy ich impune, a teraz nas Sasów oddali bezbronnych. O, pókim żyw, nie opłaczę tego, że mi się Pociej wymknął — dodał Blacha, wąsa zwijając na palec — bomci go ot, ot, miał prawie w łapie.
— Jakże to było? jak? — zawołano z kątów.
Blacha, który już pewnie setny raz to opowiadać musiał, splunął i wąs puściwszy, a z kielicha zaczerpnąwszy weny, gdy się ciszéj zrobiło w izbie, miał począć. Ktoś tylko na palcach szedł do antałka, więc kilku w téż ślady; aż nareszcie uspokoiło się i mówił:
— Pocieja tego i Pociejową zdawna my znaliśmy. Jéjmość, szatan nie baba, królewska i wszystkich Niemców miłośnica, starego męża wodzi, jak chce. Ten jéj na wszystko pozwala. Sztuki ich widzieliśmy wcześnie, bo go nieprzyjaciele, dawni hetmanowie, Wiśniowiecki i starosta bobrujski Sapieha, połapali na nich i światu je ogłosili. Stchórzył stary, widząc że mu wojsko nie wierzy i innych sobie bogów szukać myśli. Przypadł najprzód do obozu naszego w wigilią św. Anny, a co miał siebie oczyszczać, to ze złości i rankoru nas zbezcześcił i złajał. Ano mu tu gorąco było i widząc że ani święty Boże nie pomoże, bo się do niego brać poczęto, nie zaznawszy miejsca, do Łęczny zemknął.
Ledwie że od nas pierzchnął, gdy lewe skrzydło huknęło za powodem poczciwego Antonowicza, sapieżyńskiego porucznika: „Ruszać po strażnika Potockiego (który był we wsi sąsiedniéj) i marszałkiem go ogłosić!“
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/20
Ta strona została skorygowana.