Śpiącego wzięli Potockiego i, choć nie bez guzów i hałasu, zaraz go okrzyknęli.
Królewska tedy i Pociejowska sprawa źle stała; dano pisarzowi koronnemu znać, aby Pocieja miał na oku, gdyby do Lublina chciał czmychać.
Tymczasem hetman po swojemu, na frasunek ów wielki, bo już czuł, że koło niego kręto być poczynało, z hetmanem polnym Rzewuskim pili na zabój. Tam go już Sulistrowski i Humiecki na oku mieli, przybywszy z obozu, aby go potém pijanego jak barana wziąć.
Późno w noc pijany Pociej do Łęczny powrócił i poszedł, nie rozebrawszy się, spać.
Posłano Antonowicza w kilkaset koni, aby go zaraz wziął. Ten, choć pośpieszał, dopiéro nocą w Łęcznie stanął, a co miał wprost na kwaterę hetmana iść, zabłądził w drugą ulicę. Tymczasem od onych kilkuset ludzi wjeżdżających tumult się stał; obudziła służba Pocieja, aby się salwował, bo zmiarkowali, co się święci. Ten jak stał, z łóżka się porwawszy, ledwie opończę narzuciwszy na się, na koń zaraz siadł i wpław przez Wieprz puścił się, Tatarów swoich, w kilka chorągwi stojących na drugim brzegu, zaklinając, aby z nim trzymali i stanęli w jego obronie.
Ale z nimi się poszkapił. Pamiętni Olkienic, Tatarowie ani myśleli swojéj skóry za niego nastawiać; wystąpił do niego Adamowicz porucznik i zawołał, na gościniec skazując:
— Jedź wasze na złamanie karku, jedź, a pokój nam daj. Puszczamy cię wolno, życie ci darujemy. Boć w ręku naszych jesteś. Pociej téż, reszty nie pytając, w dziesięć koni z Ogińskim ku Lublinowi się puścił, z duszą na ramieniu.
Mnie właśnie pan pisarz koronny, o wszyst-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/21
Ta strona została skorygowana.