bym go był ujął, nie żywiłbym pewnie, i byłoby mu to, co dereszowi Stojowskiego!
Śmiać się wszyscy poczęli.
— Było tylko troszynę poczekać, a lepszego nosa miéć — dodał z boku jeden — bo go zaraz niebawem Fleming z Szaniawskim, wąsy mu ogoliwszy, perukę na głowę nadziawszy, jako Sasa do Markuszowa wyprawili.
— Miał się jednako Pociej zpyszna — dodał podkomorzy — bo go i Sasi przyjęli, jak należy takiemu, co na dwu stołkach siedzi.
— Ja się jeszcze spodziwwam z pomocą Bożą doczekać — rzekł Blacha — że go na gorącym uczynku złapię, bo jak konspirował, tak konspiruje! Naówczas ja w tém, że mi cało nie ujdzie. Żonka téż po nim płakać nie będzie, chyba po służbie wojskowéj.
Śmiano się znowu.
— Toż samoby i Sieniawskiemu należało — podparł gospodarz; — obaj jednego warci. Sieniawski, magni nominis umbra, byłby i tak przypłacił głową, gdyby nie dyamentami kameryzowana szabelka, którą, oddając się w niewolę, wręczył panu pisarzowi koronnemu. Ta go salwowała.
— A trzeciego do nich Fleminga na przyprzążkę dać trzeba — zakrzyknął Blacha — ten to jest, ten, co ich wszystkich do złego na pokuszenie wodzi i faktor a autor wszelkiego zła, jakie się u nas dzieje!
— Flemingowi — dorzucił drugi — jako szatanowi-kusicielowi, który dusze na szwank wystawia, ludzi przekupuje, fakcye w kraju nieustannie wikła, temuby się więcéj i gorzéj należało, niż im wszystkim! Z niego, jako ze źródła, wszelka sprosność płynie.
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/23
Ta strona została skorygowana.