Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

Odjęcie asygnacyj, które pewne korzyści i siłę dawały, przyprowadzało ją do pasyi. Zaklinała się, że męża do zupełnego zerwania z dworem doprowadzi. Hetman był odmiennego przekonania, sądził że i nadal należało króla oszczędzać, a szlachtę bałamucić, et haec facienda, et illa non omittenda.
Hetmanowa, słysząc to, a nie rozumiejąc po łacinie, pochwyciwszy tylko „facyendę,“ groziła mu, że się od szlachty facyendami dorobi losu Gosiewskiego.
Pociej lawirował; zrywać z królem nie mógł i nie chciał. Zdawało mu się, jak wszystkim ludziom niedeterminowanym w ciężkich razach, że okoliczność, losy, wypadki jakoś te rzeczy złagodzą, ułożą i pokombinują.
Przybywszy do Wilna, pan Serwacy odrazu do Pociejów wpaść nie mógł; musiał się wprzód rozpatrzyć, rozsłuchać, obrachować, w jaki sposób na cztéry oczy z hetmanową będzie się mógł zobaczyć. Nie było to łatwém.
Z Derengowskim się rozstawszy, tegoż dnia skromną zajął gospodę u dawnego znajomego, przyjaznego mu staruszka, byłego woźnego trybunalskiego, emeryta, który Serwusia jak własne kochał dziecko. On, żona i córka, którą dzieckiem znał jeszcze, serdecznie doń przywiązani byli. Z ich dworku na Zarzéczu mógł się niepostrzeżony na miasto wymknąć i na zwiady.
Około pałacu hetmana, oprócz straży regimentu wielkiéj buławy, mnogich różnéj broni wojskowych, suplikantów, wszelkiego narodu i moderunku ludzi, kręciło się zawsze mnóstwo panów, paniczów, młodzieży, pań i panienek przez dzień cały. Jedni do hetmana, drudzy do saméj pani, inni się cisnęli do kancelaryi.