biego, którego honoru bezkarnie szarpać nie dam. Jutro mam do załatwienia sprawę cudzą, a pojutrze Minkiewiczowi służę.
Mówiąc to, trząsł się cały. Na rękę mu było spędzić na kimś gniéw, który czuł przecinko sobie samemu. Derengowski uściskał go, śmiejąc się.
— Będzie miał o co prosić Minkiewicz! — zawołał. — Niech wcześnie balwierza zamówi.
Nazajutrz o godzinie dziesiątéj Serwacy był już w Pociejowskim pałacu i w prawo na dole dopytywał się w antykamerze, pełniuteńkiéj wszelakiego ludu, o przyjaciela Puciatę. Wskazano mu drzwi boczne, małe, które otwarłszy, znalazł się w niewielkiéj izbie, z ogromnym stołem, większą jéj połowę zajmującym. Dwóch skrybentów, głowy pozwieszawszy nad papiérami, szyko cóś przepisywało. Puciata z jakimiś wojskowymi rozmawiał w kącie pocichu; pokój dokoła osłoniony był półkami, na których moc fascykułów i książek porozrzucanych leżało. Łojowa świéczka do pieczętowania gorzała, nabok zwieszona, w lichtarzyku mosiężnym.
Ława i kilka poplamionych stołków czarną i smutną kancelaryą wraz ze stołem tak zalegały, że się ledwie można było przecisnąć.
Usłyszawszy otwiérające się drzwi, Puciata wyjrzał, dwaj skrybenci popodnosili głowy i wnet znowu przyśpieszonym pędem pisać zaczęli. Dał mu znak, aby siadł, ale do stołka trudno się było dostać. Wtém i panowie wojskowi, poszeptawszy, do drzwi się mieli; Puciata się do niego przybliżył i wywiódł go ze sobą do drugiéj stancyjki, gdzie miał swój stół, zarzucony papiérami. Oprócz tego, stał tu tapczanik z poduszką skó-