w jednéj rączce chudéj trzymała cóś nakształt kija. Był-to cybuch wiśniowy turecki, bo pani Pociejowa, jak wiele śmielszych pań, co na dworze saskim żyły z królem w poufałości (jak późniéj młoda i piękna Orzelska) — o zgrozo! — fajkę się palić nauczyła.
Zobaczywszy stojącego skromnie na uboczu długiego, przygarbionego Serwusia, który im bardziéj był zakłopotany, tém ustami silniéj mlaskał i przeżuwał — wlepiła w niego bystre oczy pani Pociejowa; powoli wyraz gniewu z twarzy jéj schodzić począł, a zdziwienie i szyderskiego cóś go zastąpiło.
Panna Rozalia pośpieszyła szepnąć jéj słówko na ucho, wskazując Serwusiowi, który się nizko ukłonił, aby wszedł do pokoju hetmanowéj, już cofającéj się z progu.
Pies-faworyt, porzuciwszy Samsona, poprzedził go, uwijając się wesoło.
Pokój, do którego wszedł obżałowany Przebendowski, przybrany był z przepychem i okazałością, ale w najstraszniejszym nieładzie. Na okrągłym stole wpośrodku leżała czapeczka, kołpaczek sobolem okładany z kitą, rozsypany tytuń, stała niedopita czekolada, walało się kilka listów i mnóstwo gałganków, wśród najkosztowniejszych klejnotów, rzuconych tak niedbale, jak one.
W głębi łóżko, osłonione karmazynowym pawilonem, z piórami u góry, szérokie bardzo, stało jeszcze nieposłane. Kołdra atłasowa zmięta niedobrze je okrywała. Para pantofelków, niecierpliwie rzuconych, walała się na podłodze, jakby pokłóciwszy ze sobą.
Na kominku, który zdobiły przepyszny zegar bronzowy i porcelanowe figurki pasterek i pa-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/56
Ta strona została skorygowana.