Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

stuszków w amorach wielkich ku sobie, palił się ogień ogromny.
Na krzesełkach, obitych atłasem jasnym w bukiety róż, lakierowanych i złoconych, widać było stroje jakieś, w nieporządku leżące. Zapachy dziwnie pomieszane piżma, lawendy, pomady, tytuniu, może nawet prochu, pomimo komina, atmosferę czyniły ciężką i nieznośną.
Gdy drzwi się za Serwusiem zamknęły, a ten nieśmiało miejsce zajął u progu, ledwie oczy odważywszy się podnieść na panią Pociejową, hetmanowa, przyglądając mu się, bez ceremonii śmiać się zaczęła.
— To acan byłeś u pani podskarbiny?
W głosie jéj było cóś, co się mówić zdawało: „Ależ dobrała sobie pięknego dworaka!“
Serwuś się obejrzał trwożliwie, nie umiejąc jeszcze przyjść do słowa.
— I z jakiegoż-to powodu dostałeś acan abszyt? Proszę mi mówić otwarcie.
Przebendowski tymczasem, rękę założywszy za kontusz, listu szukał.
— Pani hetmanowa dobrodziéjka przebaczy mi — odezwał się, jąkając — iż musiałem zażyć fortelu, aby się do niéj dostać. Ja nie zostałem jeszcze odprawiony, ale moja pani, podskarbina, wysłała mnie z listem, który mi oddać przykazano bez świadków i do rąk własnych.
Usłyszawszy to, pani Pociejowa rzuciła się żwawo, cybuch, który jeszcze trzymała w ręku, cisnąwszy na krzesło. Potoczył się on z hałasem na ziemię, a pies pobiegł za nim, naszczekując.
— A! list acan masz od podskarbiny! Dawajże, prędko!
Brew się jéj zmarszczyła; wyciągnęła białą,