chudą, małą rączkę i niecierpliwie poczęła poruszać palcami, jak dziecko.
Serwuś list podał. Rozerwawszy pieczęć, rzuciła kopertę na ziemię, a pośpieszywszy do okna, zaczęła pismo przebiegać oczyma. Zmarszczyła się, usta odęła, głową kilka razy rzuciła, wreszcie list, z rodzajem lekceważenia, wcisnęła, mnąc go i dusząc, do kieszonki. Spojrzała na posła.
— Kazano mi prosić o odpowiedź — rzekł Serwuś spokojnie.
— A tak! będziesz ją acan miał — zawołała Pociejowa — ale pewno nie taką, jakiéj się spodziéwają. Już to te czasy przeszły — poczęła, burząc się i unosząc — gdy nas prowadzili obiecankami, jak się im podobało. Poznaliśmy się lepiéj!
Pociejowa, mówiąc, chodziła po pokoju; co na drodze znalazła, odrzucała, popychała; parę razy psa zabiegającego odpędziła, aż się poszedł skryć pod łóżko. Spotkał ten los i pantofelki przy łóżku, i jedno z krzeseł, które się wywróciło, i stoliczek, na którym stojąca filiżanka żałośnie jęknęła.
— Podskarbina mi pisze — dodała, obracając się do posła — że mogę acanu ustnie powierzyć co chcę, bo masz jéj zupełne zaufanie.
Popatrzywszy na niego, ruszyła ramionami, jakby się to jéj trochę dziwném i podejrzaném wydawało.
— Powiédz-że acan podskarbinie i całemu waszemu drezdeńskiemu światu, jeśli chcesz, że Pociejowa nie ta, co była. Nauczyli ją Sasi rozumu. Niech nie myślą że nas będą mieli, miodem posmarowawszy. Nie — nie! Mężowi się nie pozwolę daléj z nimi wikłać, a jeśli on ślamazarnym zechce być, sama gotowa jestem na
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/58
Ta strona została skorygowana.