koń siąść i na przebrzydłych Sasów pójść! Wszystka szlachta pójdzie za mną, słowo daję.
Stanęła w postawie rycerskiéj, tupiąc nóżką.
— Jak Bóg miły, siądę na konia! Pięknie się nam wypłacili za to, że hetman omało życia z ich łaski nie postradał. Król mi moję pensyą odjął. Niech ją sobie trzyma; licho go bierz z jego pensyą. Fleming myśli że nas cacankami, jak głodne psiaki kością, do szopki wprowadzi. Już się my na tém znamy. Fleming wasz rozumny, ale i panie hetmanowe niegłupie. Powiédz im acan, że jak ja, tak samo myśli pani Sieniawska. Zemną trzyma i męża nie puści, aby się dla Niemców szargał... Sasów nie stanie prędko u nas, a Pociejowie i Sieniawscy zostaną, żeby ich palcami jak zdrajców wytykano. E, co nie, to nie!
Mówiła to w największém rozdrażnieniu, prędko, gniewnie, coraz się zwracając do Serwacego, który tak porywczéj kobiéty jak żyw nie widział, a że mówiła mu do jego przekonania, poczynał się prostować i nawet uśmiéchać. Pani Pociejowa, dostrzegłszy tego półuśmiéchu, stanęła nagle.
— Czego się acan śmiejesz? — krzyknęła — co to jest?
Tupnęła nogą, aż pies z pod łóżka wypadł i szczeknął.
— Bóg widzi, niech jaśnie pani daruje. Ja się, uchowaj Boże, nie śmieję, aleć ja przecie téż szlachcic polski; raduję się, słysząc że się Sasom nie damy.
Uniósł się biédny chłopak, a hetmanowa zdumiała.
— Jakto? a przecież acan sługą jesteś podskarbiny?
Serwuś się odprostował.
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/59
Ta strona została skorygowana.