rengowski na drugiego przyjaciela i świadka sobie uprosił.
Był-to prosty, poczciwy szlachcic, gruby, duży, niezbyt zgrabny, ale serdeczny, otworzysty, gaduła, który nigdy nikomu ani do wypitéj, ani do wybitéj nie odmówił. Zawsze był za cudzą sprawę i dla kogoś zajęty, taką miał naturę; o sobie zapominając, wszystkim służył. Ledwie wszedłszy na próg:
— Niéma Derengowskiego? — spytał.
— Niéma, ja tu właśnie na niego czekam — rzekł Serwuś, wzdychając.
— Czy nie pan Przebendowski?
— Do usług.
— A to mi bardzo miło się poznać, bo ja panu bratu staję dziś do boku, uproszony przez Derengosia.
Zaczęli się ściskać serdecznie.
— To wszystko fracha — zawołał zaraz Godziemba, czoło sobie ociérając — ano żebyśmy tylko w kłopot nie wpadli z tym Minkiewiczem.
— Jaki? co? — zapytał Serwacy.
— A bo to, ot przed chwilą — począł Godziemba — przyjaciele Minkiewicza w gospodzie u Szafrana poczęli głośno całą tę historyą opowiadać, jak się to jakiś Przebendowski u Gintowta ujął za honor podskarbiego i ma się za niego bić. W gospodzie trafił się któryś ze dworu Przebendowskiego i poleciał z tém do niego. Mówią że podskarbi chce hamować spotkanie i posłał, żeby Minkiewicza pod areszt wzięto, chcąc go pozywać o injurye i napaść. Odgraża się że go zgnoi na dnie wieży.
— Ale to nie może być! — krzyknął Serwacy — ja podskarbiego przed chwilą spotkałem i o niczém nie wiedział.
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/68
Ta strona została skorygowana.