— Przed jaką chwilą? — odparł Godziemba — to się stało przed pół godziną, gdy podskarbi od hetmana powracał.
— To niéma co robić, tylko corychléj sprawę kończyć, bo Minkiewicz gotów pomyśléć, żem ja go skarżył, aby spotkania uniknąć i żem się go uląkł — zawołał Serwuś. — Piérogi tylko odkładane dobre, a bigos odgrzéwany; kiedy się bić, to bić stante pede.
Wtém nadbiegł i Derengowski, który już po drodze dostał języka i o wszystkiém co zaszło wiedział.
— Na konie i na Rosę — zawołał, wchodząc. — Za cmentarzem miejsce postanowione. Minkiewicz już ze swymi pojechać musiał, ruszajmy!
Zwinęli się tedy coprędzéj, a że Serwacy konia swojego nie miał, musiano mu dać przyprzążkowego i pożyczaném siodłem kulbaczyć. Wszystkim było pilno. Ażeby oczu nie zwracać na trzech razem jadących, zaraz z bramy się rozjechali na różne ulice, zaułkami dążąc na Rosę. Wszyscy trzéj doskonale miasto znali. Serwacy, którego wielce piekło, ażeby za tchórza nie uchodził, konia ścisnąwszy, popędził jak szalony, dwóch bachurów o mało nie stratował, na jednę furę wpadł, że się ledwie z hołobli wydobył, zaczepiwszy o nie, i naostatek się na Rosę dostał, właśnie gdy Minkiewicz ze swymi nadjeżdżał z drugiéj strony. Niebawem téż stawili się zawsze wyelegantowany Derengowski i zdyszany Godziemba, który z twardoustym koniem ledwie sobie dał radę, pysk mu skrwawiwszy, a sobie porznąwszy ręce. Klął, na czém świat stoi.
Minkiewicz hałasował, odgrażając się. Serwuś milczał, tylko mu już pilno było do końca. Wyzywano go na słowa; ściskał zęby.
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/69
Ta strona została skorygowana.