szy mu się, samowolnie, co, według pojęć ówczesnych, kryminałem było.
— Przecieżem opiekunem tego błazna — wołał podskarbi — z błota go wyciągnąłem. Żeby nie ja, nędzaby go w kolébce zagryzła. A ten sobie tu fumy stroi i rzuca mi służbę dla fantazyi. Nauczę ja go nosa zadziérać!
Tak mówił pan Przebendowski, wchodząc nagórę do hetmana, ale po odwiédzinach u niego przyszedł jeden z jego dworskich, właśnie w chwili, gdy do karéty miał siadać, i doniósł mu o owym wypadku z Minkiewiczem.
Podskarbi się rozpasyonował bardziéj jeszcze, na Minkiewicza swoją drogą, ale i na Serwacego, który ważył się zadziérać i honoru jego bronić.
— Kiep jakiś, ja mojego honoru sam strzegę! — wołał.
Było mu to nie w smak, że taki cherlak za honor imienia Przebendowskich czuł się w obowiązku stawać. Lecz nim wyjechał na Wileńską ulicę do kwatery, zupełnie ochłonął podskarbi, rozmyślił się i inne mu przyszły sentymenta. Uczuł że Serwuś poczciwie sobie postąpił i jak był powinien.
Posłał tedy, ażeby hamować spotkanie, bodaj Minkiewicza aresztować przyszło, pod jakimkolwiekbądź pozorem, choćby potém za arbitralną sekwestracyą wolnego szlachcica miał workiem odpowiadać.
Służba podskarbiego kręciła się, aby spełnić rozkazy jego, gdy w parę godzin późniéj, właśnie wybiérającego się na obiad do pana hetmana, zaskoczył pisarz jego podróżny, oznajmując że hamować już było zapóźno, bo — po wszystkiém.
— Minkiewicza ponieśli na noszach do ber-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/73
Ta strona została skorygowana.