nardynów prawie bez ducha, z głową haniebnie rozpłataną. Niewiadomo czy będzie żył — mówił pisarz — ale i Serwacemu się słyszę dostało, bo rękę ma podobno brzydko plejzerowaną.
— A gdzież ten truteń jest? gdzie się podział ten włóczęga? co się z nim stało? — zawołał niespokojnie podskarbi. — Ja go znam, gdzieś się mruk zaszyje w kąt, wygody miéć nie będzie i zmarnieje. Gotowa się gangrena przyrzucić. Jak ono jest to jest, a tego bałwana szkoda. Łożyło się na niego dosyć. On sobie sam rady nie da na żaden sposób.
Pisarz oznajmił, że nigdzie się dowiedziéć nie mogli, co się z Serwusiem stało, i że choć dużo krwi utracił, ledwie się obwiązawszy, na konia siadł i zniknął gdzieś.
— To z nim zawsze tak: harda dusza w ubogiém ciele — rzekł podskarbi. — Żebyście mi go z pod ziemi dobyli, a znaleźli. Przywieźć go tu i po felczera posłać, żeby wygodę i opatrzenie miał. Jużci choć niepotrzebnie, ale się za mój honor ujmował.
Wydawszy te rozkazy, wzburzony mocno, podskarbi ruszył naprzód do pana hetmana na obiad. Tu nie mógł w sobie powstrzymać rankoru do Minkiewicza i pozornego gniéwu na Serwacego, całą awanturę opowiadając przy stole.
Słuchała jéj hetmanowa ciekawie, poczęła się o wychowańca tego dopytywać, ale go z sekretu wydawać z czém przybył nie chciała, choć jéj okrutnie język świerzbił. Śmiała się tylko, a śmiała.
Zaraz od stołu wyrwała się do swéj powiernicy, panny Rozalii, z tą nowiną, nakazując jéj, aby przez kogo ze znajomych wywiedziała się koniecznie o Serwusia, a, jeśliby doktora, po-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/74
Ta strona została skorygowana.