Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

skarbi był, tylko o tym nieszczęśliwym Minkiewiczu i o tobie gadano.
Serwacemu niemiłém było, że go już tak na języki wzięto. Westchnął i zmilczał. Lecz że braciszek mu ani myśléć o tém dozwalał, aby jutro mógł ruszyć, zwłaszcza że gorączki się napewno spodziéwano, rad był Serwuś, że przez Puciatę pannie Rozalii oznajmi, aby hetmanową przeprosiła, że się w terminie nie będzie mógł stawić, zarazem upewniając, że byle na nogi się zerwał, natychmiast przybędzie po list.
Dopytywał też o Minkiewicza, ale o tym nie wiedział więcéj Puciata nad to, że koło niego bardzo było kręto.
Znalazłszy opiekunów aż do zbytku, uspokoił się nieco ranny, uprosiwszy tylko Puciatę, aby się o losie Minkiewicza dowiedział. Czuł się bowiem w obowiązku, w razie śmierci jego, dać na msze żałobne i modlić się za duszę.
Choć braciszek z infirmeryi przeciwnym był męczeniu chorego rozmową i zalecał spoczynek, Puciata się zagadał i zasiedział.
Wtém na korytarzu rumor posłyszeli, chód jakiś szybki, szastanie nogami, drzwi celi się otwarły i podskarbi in persona do izdebki się wtoczył.
Stanął naprzeciw łóżka rannego, który, zobaczywszy go, podnieść się usiłował, i począł:
— Otóż masz, na coś zarobił! A co? płatnęli cię niezgorzéj? poczęstowałeś téż? A poco było z pijanym zadziérać? Poco? naco? doczego? Czy to honorowi Przebendowskich makułę czyni, że jakiś szerepetka na nich za oczy pluje? Hę? Otóż masz! — powtarzał podskarbi, wpatrując się w Serwusia — zawsze pstro w głowie!
Mówił niby z wyrzutem, ale coraz łagodniéj,