Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

i, zbliżywszy się do łóżka, na którém leżał z ręką obwiązaną Serwacy, dłoń ku niemu wyciągnął. Chłopak go w rękę pocałował. Stary miał jakby łzę w oczach.
— Zawsze mówiłem — dodał — że z ciebie ani na dworze pociechy nikt nie będzie miał, ani w żadnéj służbie. Jéjmość miała słuszność że ci abszyt dała; teraz nie pozostaje ci, tylko na zagon szlachecki pójść i koło roli gdzie w zaścianku Pana Boga chwalić. A no tak. I żebyś mi wstydu nie robił, nie tułał się, nie wiercił, kazałem ci Gierdzieliszki dożywotnio wypuścić. Jak się, da Bóg, wyliżesz, ruszaj tam i pracuj; przynajmniéj ja i podskarbina w ten sposób się pozbędziemy waszeci. Gierdzieliszki folwarczek mały, piętnastu chłopów, ale wszyscy sprzężajni, a gdybyś rozum miał, z głodu na nich nie umrzesz.
Podskarbi w ten sposób dobrodziejstwo ubrawszy niby za karę, uśmiéchnął się.
— Jużeś, panie mój miłościwy — odezwał się Serwuś wzruszony — aż nadto wiele dla siéroty uczynił. Nie umiałem i nie potrafię zawdzięczyć tego nigdy. Naco mnie Gierdzieliszki?
— Naco? nie bądź-że kpem i kiedy ci dają, to bierz — odezwał się podskarbi, już zabiérając do wyjścia. — Ja tam więcéj twojego majaczenia słuchać nie chcę. Jutro jadę do domu, da się dyspozycyą, aby ci dożywocie zaraz zdano i ziarno na posiew wiosenny. A inwentarz, jaki jest, zostanie. Wyliż mi się tylko prędko, bo cię tam włodarze na bezpańskiém okradną. Bywaj waszeć zdrów!
Wstał podskarbi prędko, ani już patrząc na Serwusia, braciszka pozdrowił i na górę poszedł, ks. rektora odwiédzić. Serwuś był tak wzruszo-