by nawet istotnie łzy się polały, przypisywał to litości i dobremu sercu dziewczyny.
Potrzeba jednak było starego woźnego pożegnać, za gościnę mu dziękować, choć krótko trwała. Stary ów miał na Zarzéczu dominę, żył skromnie: ale fama o nim chodziła, że człowiek był bardzo dostatni i, choć tak do prostego życia nawykł, Domcia jedynaczka miała starająjących się wielu, rodzicom się dotąd od małżeństwa wypraszając.
Idąc za Zarzécze, pomyślał Serwuś że nie od rzeczyby było może gościńca jakiego zanieść pannie tak dobrego serca. Wstąpił po drodze do Żyda jubilera, a że piéniędzy wiele nie miał, kupił skromny łańcuszek mały, bo go na nic droższego nie stało. Bądźcobądź, samo to przypuszczenie iż ktoś był na świecie, co mu dobrze życzył, obudzało wdzięczność serdeczną. Nie chciał tylko sobie cugli popuszczać i mocniéj się do Domci przywiązywać, bo wiedział że się to na nic nie zdało.
Właśnie stary Jeremi z żoną i córką do wczesnego obiadu miał siadać i flaszeczkę gorzałki trzymał w ręku, dla zalania robaka, gdy się gość niespodziany zjawił. Z wielkim okrzykiem wybiegła naprzeciw niemu panna Domicella, zarumieniona, a zobaczywszy rękę na chustce jeszcze wiszącą, plasnęła w pulchne dłonie.
— Pan Serwacy! pan Serwacy! — poczęła wołać do rodziców.
— A to niech Bogu będą dzięki — odezwał się stary Jeremi, ogromny mężczyzna posiwiały, z nawisłemi brwiami i głosem donośnym, który mu po wokandach w spadku pozostał. — Bywaj asmdziéj, bywaj! W samę porę! Niech Dom-
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/85
Ta strona została skorygowana.