ale ludzi popsowali tak, że czystego człowieka ze świécą szukać, a nim co dobrego wyrośnie, czekać trza długo. Pognój z nich zły zostanie. Wszyscy pomazani przekupstwem; kto nie wziął piéniędzy, dostał urząd, starostwo, albo inną łaskę pańską. Ludziska się nauczyli nie na pracę poczciwą, ale na jałmużnę szpetną oglądać. Ot co! ot co! — prawił woźny.
— Dałbyś pokój — powtarzała żona. — Panu Serwacemu przykro może słuchać, kiedy z tymi Sasami musi żyć.
Serwuś drgnął i odwrócił się szparko.
— Uchowaj Boże, dobrodziéjko moja — zawołał — Właśnie że się ich napatrzyłem zblizka, więc tak o nich trzymam, jak pan Jeremi. Daj tylko Boże, aby wszystka szlachta podobnie myślała.
— Otóż — rzekł woźny — nauczyła nas wiele i olkienicka i tarnogrodzka sprawa. Pójdą-li panowie hetmanowie z Flemingiem i z Sasem, to życia niepewni, tak wszystko wre.
— Kochany generale (tak naówczas woźnych nazywano) — począł Serwacy. — Z waszéj izby nie wyjdzie, co my tu gadamy, śmiało więc mogę usta otworzyć. Prawda że panowie nasi źli, że siedzą w garści tych co im płacą, a nie po Bożemu żyją, ano i nasza poczciwa szlachta, gdy jéj téż dadzą, tak bierze, jak i oni. Biéda jest, bo do gruntu przegniło wszystko.
— Jako żywo! — oburzył się woźny — jako żywo! Ja asindziejowi powiadam prawdę, bom się i szlachty i panów dosyć napatrzył. Między panami Wiśniowieckiego szukać i znaléźć trudno, a między szlachtą po zaściankach, gdzie zaraza nie doszła, poczciwych jeszcze moc, co się Boga boją. Ino jedna biéda, że poczciwi głupi są, a łajdactwo mądre.
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/89
Ta strona została skorygowana.