Dar i ofiara ojcu nie przystoi,
Które posyła niewiasta mu wroga.
Aby nic z tego w głąb się nie dostało,
Na ojca łoże; lecz po onej zgonie,
Niechaj te dary jej umają ciało.
Bo gdyby z swego bezwstydu nie znaną
Temu, którego zabiła, za wiano
Słaćby nie śmiała. Czyż mniemasz, że chętny
Dar z owej ręki przyjąłby umarły,
Że jak nad wrogiem pastwiła się ona,
Krwawe tej zbrodni ścierała znamiona?
Przecież nie zechcesz oczyszczać tej winy?
Nie! więc to porzuć, a w dani nagrobnej
Twoich kędziorów odcięte kończyny
Czem mogę, służę nieszczęsna; weź z sobą
I tę opaskę, co złotem nie świeci.
A padłszy, błagaj, by on z poza grobu
Z pomocą przyszedł życzliwą dla dzieci,
Stanął i wrogów podeptał żyw karki,
Byśmy skrzepione za przyszłym zawodem
Na grób obfitsze nieść mogły podarki.
Wierzę ja, wierzę, że i wielki zmarły
Czas jednak, siostro, byśmy wraz poparły
Ojca, nas samych, — dochowawszy wiary
Temu, co godzien największej miłości
Wśród Hadesu spoczął włości.
Zbożnie mówiła ta dziewka, ty przeto,
Jeśliś rozsądna, o dziecko, posłuchasz.