Strona:Sofokles - Elektra.djvu/45

Ta strona została przepisana.

I chyba snówby już myśl nie odgadła
I z znaków wróżyć nie będzie,
jeżeli z tego nocnego widziadła
Dobre nie świta orędzie.

Pelopsa ów nieszczęsny sprzęg,[1]
Co niósł go kiedyś cwałem,
O, jakiż on sprowadził jęk
Z wiekowych klęsk nawałem!
Bo odkąd Myrtil w głębi śni,
Poszedłszy w fale na dno,
Z rydwanu, co się złotem lśni,
Strącony ręką zdradną, —
Odtąd już nigdy w wnętrzu tego domu
Nie zbrakło zbrodni ni sromu.

(Klytajmestra wychodzi z pałacu)

KLYTAJMESTRA

Znów więc, jak widzę, bezkarnie się włóczysz,
Gdy Egist poszedł, który cię wstrzymywał,
Byś choć pod niebem nie lżyła rodziny;
Że go tu niema, za nic ty mnie ważysz,

Co więcej, gadasz przed całym wręcz światem,
520 

Że ja i słowem i czynem bezprawym
Zaczepiam, krzywdząc, i ciebie i twoich.
A krzywd ja nie chcę, lecz za twe złe mowy
Równemi tobie odpłacam się słowy.

Ojciec — to ciągle wszem wobec wywieszasz —
525 
  1. Pelopsa ów nieszczęsny sprzęg i t. d. — W okolicy Olimpji mieszkał Oinomaos, syn Aresa, który posiadał wiatronogie, skrzydlate konie. Wyrocznia mu kiedyś zwieściła, że zginie z ręki zięcia, męża swej córki, Hippodamji. Więc zalotnikom jej kazał się ze sobą ścigać, zwyciężał ich, i w biegu przeszywał ich dzidą. Ale Pelops otrzymał od Posejdona konie uskrzydlone, jeszcze bardziej rącze niż Oinomaosowe. Przytem Myrtilos, woźnica Oinomaosa, tak przyrządził zdradnie wóz swego pana, że tenże musiał być pokonanym. — Tego Myrtilosa następnie Pelops w zbrodniczy sposób utopił w morzu Myrtojskiem.