Słów moich skrytych; bo nie wśród przyjaznych
Wszystkiego światłu, gdy ta jest przytomną,
By snadź zawistnie i z krzykiem skwapliwym
Marnych posłuchów nie głosiła miastu.
Tak więc posłuchaj, jako mówić będę.
Wśród snu, ty obróć, o Lykejski władco,
Jeżeli szczęście mi wróżą, na dobro, —
A jeśli klęski, na wrogów je skieruj.
I jeśli z bogactw, co dzierżę, zdradliwie
Lecz zwól, bym żyła tu nadal bez szkody,
Atrydów domem władając i berłem,
Wespół z druhami, z którymi dziś żyję,
W słodkim spokoju, wśród dziatek, od których
O Apollinie! ziść wszystkie błagania,
Które zanosim, skinieniem twem błogiem;
A co przemilczę w tej modlitwie mojej,
Tego się domyśl, zaklinam, — tyś bogiem,
Niewiasty obce, pozwólcie się spytać,
Czy to jest władcy Egista domostwo?
Tak jest, przybyszu! Sam zgadłeś to trafnie.
Czyż jego żoną tę słusznie być mniemam,
O tak, najsłuszniej. To ona przed tobą.