Lecz rzecz wyśledzić. Że ja teraz dzierżę
Rządy te, które on niegdyś sprawował,
Że moje dzieci byłyby rodzeństwem
Jego potomstwa, gdyby on ojcostwem
Mógł się był cieszyć; że grom weń ugodził,
Przeto ja jakby za własnym rodzicem
Aby przychwytać tego, co uśmiercił
Syna Labdaka, wnuka Polydora[1],
Któremu Kadmus i Agenor przodkiem.
A tym, co działać omieszkają, bogi
Ni dziatek z niewiast; niech oni marnieją
Wśród tej zarazy, lub gorszym dopustem.
Was zato, którzy powolni mym słowom,
Wspólnictwo Diki[2] niech skrzepi łaskawie
Jak mnie zakląłeś, tak powiem ci, książę.
Ni ja zabiłem, ni wytknąćbym umiał
Tego mordercy; ten, co drogi wskazał,
Febus, sam jeden odkryłby złoczyńcę.
Czego nie zechcą, nie zdoła śmiertelny.
Lecz drugie wyjście śmiałbym ci polecić.
Mów i o trzeciem, jeżeli ci świta.